Blogerzy rozpisują się na temat możliwości fałszowania wyborów za pomocą długopisu, którego tusz znika po kilku godzinach. Również media podjęły ochoczo ten temat. Nagłaśnianie tej teorii przez media powinno wzbudzić podejrzenia, że mamy do czynienia z humbugiem, jednak wciąż widzę w salonie i w innych miejscach kolejne wpisy ostrzegające wyborców przed oszukańczym długopisem. Zastanówmy się, czy dało by się użyć takiego długopisu dla sfałszowania wyborów. Według ostrzegających, proceder miałby polegać na wręczaniu wyborcom przez członków komisji obwodowych feralnego długopisu. Skutek: karty z tak zaznaczonymi głosami byłyby w chwili ustalania wyników wyborów czyste/niezakreślone, a więc byłby to według starej nomenklatury wyborczej głos ważny bez wskazania kandydata, a według obecnej głos nieważny.
W jaki jednak sposób członkowie komisji wyborczej mieliby ustalać, komu taki długopis wręczyć, a komu nie, tego nikt nie kwapi się wyjaśnić?
Pewne jest, że w dużych miastach, gdzie ludzie się kiepsko znają, nie da się ustalić przy urnie wyborczej, który wyborca, jak zamierza głosować, więc członkowie komisji zapewne dawaliby taki długopis na chybił-trafił, co z pewnością nie zmieniło by procentowego wskazania na poszczególnych kandydatów. Nawet kryterium polegajace na dzieleniu ludzi na mocherów, kiboli, czy studentów, pewnie okazalo by się zawodne. Może więc ta metoda fałszowania sprawdziłaby się w małych miejscowościach? I tu pojawiają się wątpliwości, bowiem wiemy dobrze z wlasnego doświadczenia, jak bardzo i jak często deklaracje składane przez ludzi rozmijają się z ich decyzjami.
Wniosek: fałszujący wybory długopis nie może być użyty do zmiany wyników wyborów. Może jedynie zwiększyć pulę głosów nieważnych.
Czy to oznacza, że komisja wyborcza nie jest w stanie sfałszować wyborów? Ależ oczywiście, że może, a nawet pewne jest, że dzieje się tak często, jednak metody są nieco inne. Bardziej prawdopodobny jest np. nieco inny spsoób z wykorzystaniem długopisu. Otóż w każdym lokalu wyborczym przy pulpitach do głosowania umieszczone są identyczne długopisy, również członkowie komisji dostają takie same. Istnieje więc możliwość dopisywania na kartach wyjętych z urny znaków x przez członków komisji, co unieważniało by głosy. Wystarczy, że członek komisji upatrzy sobie jakiegoś kandydata do odstrzału i wykorzysta zmęczenie pozostałych obecnych w komisji, a wynik wyborów z pewnością się zmieni.
Kolejny wniosek jest więc następujący: choć teoria o długopisie ze znikającym tuszem to najpewniej humbug, zabieramy na głosowanie swoje pisaki, bo licho, czyli ludzie złej woli, nie śpi.