Do napisania paru słów na temat tego, czym jest komunizm, skłoniła mnie dyskusja na blogu Aleksandra Ściosa i fakt, że od początku mojej obecności tu w salonie definiuję się jako antykomunista.
Mam kolegę, który przy każdej okazji opowiada arcyciekawe, a często też śmieszne, historyjki. Oto kilka z nich:
Kiedy do wsi wkroczyli bolszewicy, wyszedł na pole mojego ojca pewien Bronek – wiejski mądrala i zaczął kosić zboże. Ojciec podchodzi do niego i pyta:
- Bronek, co robisz na moim polu?
- Żniwuję. - odpowiada rezolutnie Bronek. - Ruscy powiedzieli, że od dziś wszystko wspólne.
- A siałeś? - ojciec retorycznie na to.
*
Przyszedł kiedyś do chaty moich rodziców sowiet i zaproponował sprzedaż swego żołnierskiego płaszcza. Ojciec odmówił, gdyż dobrze wiedział, czym się kończy ruski handel i tylko żeby jakoś pozbyć się natręta, podał butlę samogonu. Sołdat wpadł w pasję i zaczął ryczeć:
- Szto ty nie chociesz pokupit mojewo szyniela, job twoju mat!?
- Nie, nie chcę. - ojciec spokojnie odpowiada.
Na to Ruski za karabin i dalejże wymuszać handel pod bronią.
*
Najczęstszy bohater opowieści mojego kolegi Józef Sz., zwany we wsi Józwą, pracował w latach pięćdziesiątych w Nowej Hucie. Dojeżdżał do pracy tramwajem, a że nie chciało mu się chodzić z przystanku kilkuset metrów do zakładu, kiedy tramwaj był na wysokości bramy huty, stawał często na środku tramwaju i wołał:
- Motorniczy, motorniczy, zatrzymajcie się, bo chcę oddać hołd wielkiemu Leninowi.
I nie było przypadku, żeby tramwaj nie zatrzymał się pod pomnikiem Lenina.
To jest właśnie komunizm – ruska własność, ruski handel i ruska prawda.