Znów weekend, więc tylko trochę o polityce.
Jakiś czas temu miałem wymianę zdań z Chevalierem na jego blogu, po której mnie zablokował. Poszło o to, że Chevalier zwrócił się do mnie "przyjacielu", na co ja, że "przyjacielu" to do mnie esbek na przesłuchaniach mówił. I tak od słowa do słowa potoczyła się nasza rozmowa... niezadługa na szczęście :)
Sytuacja z Chevalierem przypomniała mi pewną historię sprzed lat. Było to w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Miało do mnie przyjechać na zakrapianą imprezę z okazji 1 Maja kilku kolegów. Jeden z nich, nazwijmy go Grzesiek, ruszył od strony Gdańska stopem. Gdzieś na wysokości Starogardu Gdańskiego zabrał go pewien jegomość, który po krótkiej rozmowie przedstawił się jako oficer Służby Bezpieczeństwa po kulturoznawstwie. W jednej z mijanych miejscowości przez ulicę przechodziła starowinka ledwo powłócząc nogami. Esbek nawet nie zwolnił, tylko zatrąbił i zawołał ze śmiechem: - Dalej babciu, bo ci z dupy garaż zrobię! Po czym spojrzał zadowolony z siebie na mojego przyjaciela. Ten nie ukrywając obrzydzenia skomentował: - Niezłej kultury was uczą w SB. Na to esbek: - Coś ci się nie podoba, przyjacielu? - Tak, nie podoba mi się. – Grzesiek ma taki charakter, że jak go ktoś wk..wi, to idzie na całego. - A co, jeśli można wiedzieć, przyjacielu? - kontynuował przesłuchanie esbek, coraz bardziej sycząc przy słowie "przyjacielu". - Ruskie wojsko na polskim poligonie. - wypalił Grzegorz. - Aleś ty mundry jak Maćków kuń. - pojechał z wiejska esbek. - Może ty, przyjacielu, koszerny jesteś? - zainteresował się nagle pochodzeniem Grześka. - A jestem, a co, Żydzi panu nie pasują? ( a trzeba zaznaczyć, że Grzegorz jest niebieskookim blondynem) - No to wypierdalaj z mojego auta parchu! – wrzasnął esbek i gwałtownie zahamował. Grzesiek natychmiast wyskoczył, zafakował esbekowi i dalej w krzaki. A że były to Bory Tucholskie, miał się gdzie skryć. Nie sprawdzał, czy go esbek goni, tylko ruszył kłusem przed siebie jak najgłębiej w las, bojąc się, że rozjuszony tajniak może zacząć strzelać. Klucząc lasami, dotarł do jakiejś innej szosy, znów złapał stopa i okrężną drogą dotarł w końcu do mnie. Zdążył jeszcze zaintonować naszą ulubioną pieśń: A na drzewach zamiast liści, będa wisieć komuniści.
Kilka lat później, w 1991 r., znów umówiliśmy się z Grześkiem na spotkanie, tym razem w Paryżu. Grzegorz postanowił, jak to miał w zwyczaju, dotrzeć do stolicy Francji stopem, żeby jednak zwiększyć szanse złapania okazji, wziął ze sobą dziewczynę. Nie ma jednak tak dobrze, nie dość,że padał dokuczliwy kapuśniaczek, to utknęli na obwodnicy Poznania w kierunku Świecka. Losowi pomógł, jak zwykle zresztą, przypadek. Ledwo Grzesiek poszedł w krzaki za potrzebą, a już jakaś niezła gablota paliła gumy, hamując przy Grześka lasce. Wrzucili plecaki do bagażnika i wskoczyli do przytulnego wnętrza nowiutkiej limuzyny cytryny. Gdy samochód ruszył, Grzechu usłyszał: - Zapnij pasy, przyjacielu. Zmroził go ten znajomy głos. Nie musiał nawet spoglądać, wiedział, kto znów stanął na jego drodze. - Pan zatrzyma, wysiadamy. - oznajmił.- Dobra, dobra, było, minęło. - próbował załagodzić esbek i dodał: - Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. O grubej kresce chyba słyszałeś, przyjacielu? - Wysiadamy. - powtórzył z uporem Grzegorz. - Ja nie wysiadam. - oznajmiła nagle laska Grześka. - Chcesz, to sobie moknij, baranie. - podsumowała swego chłopaka. Nie wiadomo, co zdecydowało: groźba dziewczyny, perspektywa wystawania na deszczu, czy nagła myśl, jak to uzasadniał później Grzesiek, że można by się dowiedzieć, co z esbecją w tych "nowych okolicznościach przyrody", w każdym razie mój przyjaciel (i przyjaciel esbeka :)) nie wysiadł, tylko grzecznie pojechał ze swoim wrogiem-przyjacielem aż do Brukseli. Okazało się, że były esbek pracuje na "nowym odcinku" i ma się lepiej niż w czasach komuny. Mieszkanie w eleganckim apartamentowcu w centrum Brukseli, firma joint venture ze Szwedem, no i w ogóle elegancki świat. Esbek ugościł moich przyjaciół, przenocował, a rankiem wywiózł na najbliższy pejażw kierunku Paryża. Przy okazji zaproponował Grześkowi pracę u siebie i to w kilku wariantach. Grzesiek nie powiedział nie, wziął wizytówkę i na tym się skończyło... ale nie do końca.
Kiedy po kilku tygodniach Grzegorz z dziewczyną wracali do domu, zabrał ich na stopa już po polskiej stronie granicy... kto, no zgadnijcie, kto? Oczywiście, że znajomy esbek.Akurat tak się złożyło, że jechał z Brukseli do Warszawy :).
Co było dalej, niech pozostanie słodką tajemnicą Grześka i jegoprzyjaciela esbeka. Mogę napisać tylko, że kiedy esbek zaproponował bliższą znajmość, Grzegorz odpowiedział: ok, tylko nie mów do mnieprzyjacielu.
Acha, i jeszcze taka ciekawostka: główną myślą, którą mój przyjaciel usłyszał od esbeka było: - Mądrzy Żydzi powiadają, że, aby być bogatym, nie wolno pracować.
P. S.
-
Wszelkie dane zostały zmienione. I tak Gdańsk równie dobrze może być np. Toruniem, albo Warszawą, Bory Tucholskie Puszczą Niepołomicką albo Nalibocką, Paryż Rzymem, albo Lyonem, pod Brukselę możemy podłożyć Wiedeń lub Strasburg i t.d. i t.p.
-
A tu cytuję pogawędki esbeków z onetu (ten drugi raczej autentyczny):
Stoję na tarasie mojej daczy ,podziwiam piękno mazurskiego jeziora,palę kubańskie cygara,popijam 12 letnią whisky,moja firma ochroniarska coraz lepiej prosperuje a ja śmieję się z was pisdzielce,pisuary , moherowe berety i innej maści solidaruchy z tego jak się gryziecie o kości i ochłapy spadające z mojego pańskiego stołu.wasz jazgot i ujadanie to muzyka dla moich uszu i balsam dla mojej skołatanej i umęczonej (dawną pracą) duszy.
~BYŁY MAJOR SB
To tak jak ja,z tym że ja z mojego tarasu podziwiam całą ...
... jeszcze w śniegu,piękną i dostojną Babią Górę a skomlenie dogorywających pisowskich kundli to najpiękniejsza melodia dla moich uszu.
~SB,Bielsko-Biała
dzisiaj, 18:19
No to na zdrowie Tow. z Bielska.DOŻYNAMY PIJANĄ PISOWSKĄ ...
... WATAHĘ.
~BYŁY MAJOR SB
dzisiaj, 18:30
http://wiadomosci.onet.pl/forum.html#forum:MSwxNSwxMSw1NjAzOTY1NCwxNTAwNDM3NDEsNjUxMDUxNSwwLGZvcnVtMDAxLmpz